piątek, 30 grudnia 2016

29. Podsumowanie 2016

Koniec roku sprzyja podsumowaniom i analizom wszelkiego rodzaju, a także stanowi odpowiedni moment, aby pewne sprawy zamknąć i rozliczyć.
Często słyszę, że dobrze, że 2016 się już kończy, bo to felerny, przestępny rok.
Czy również dla mnie? Szczerze mówiąc, trudno mi powiedzieć.
Z natury jestem optymistką, staram się nie narzekać nawet jeśli coś złego dzieje się w moim życiu i zbytnio nie skupiać się na negatywnych doświadczeniach, a raczej koncentrować uwagę na tym, co piękne i dobre. Z przykrych sytuacji staram się wyciągnąć lekcje, aby na przyszłość błędów nie popełniać.

Nie wiem, czy jestem w stanie jednym słowem opisać ten rok. Był na pewno przewrotny i na swój sposób przełomowy w moim życiu.
W jego trakcie miałam wiele trudnych momentów, były łzy bólu, bezradności i rozczarowania. Była tęsknota, którą trudno mi jest opisać.
Był strach i gorycz.
Ale była też radość, śmiech i mnóstwo pozytywnych doświadczeń. Udało mi się zrealizować kilka marzeń, dopiąć kilka rzeczy do końca i postawić sobie kilka nowych celów.
Nowy Rok przywitaliśmy w Zakopanym. Piękne widoki, super ludzi i kilkunastostopniowy mróz. Pierwszy dzień roku wspaniały, jednak to co nastąpiło później to okres dla mnie trudny. Musiałam pogodzić ze sobą pracę oraz sesje egzaminacyjne na dwóch kierunkach studiów. Praktycznie nie miałam życia osobistego, a do domu rodziców wpadałam raz na dwa tygodnie na dosłownie godzinę. Znosiłam to dzielnie. Myślę, że dużą rolę odegrał tu fakt, że ciągle byłam między ludźmi z uczelni, a jak wiadomo wspólne cierpienie jednoczy, więc jakoś daliśmy radę. Międzyczasie wyciskałam kilka kilometrów dziennie na mojej ukochanej bieżni.
W lutym zamknęłam ostatnią zimową sesję na studiach magisterskich. I wtedy właśnie zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo będzie mi brakowało studiów i studenckiego życia. Naszych wyjść na obiady i kawy na tzw. "okienkach" między wykładami, wymieniania się książkami i śmiania z głupot na wykładach.
Również w lutym podjęłam próbę reaktywacji mojego życia w blogosferze. Po dwóch postach  poddałam się, do tej pory sama nie wiem dlaczego. Chyba nie potrafiłam się odnaleźć w nowej, blogowej rzeczywistości. Po kilku latach uległa ona sporym zmianom. W późniejszych miesiącach skupiłam się na pracy zawodowej oraz na pisaniu pracy magisterskiej. Był to czas spędzania większości dnia za kierownicą samochodu oraz częstych wizyt w bibliotece mojej uczelni. Na wiosnę dwukrotnie odwiedziłam Warszawę. Co prawda nie był to wyjazd stricte turystyczny, a raczej związany z pracą, ale było to dla mnie pewnego rodzaju przełomem, gdyż wcześniej nie byłam w stolicy. Zrealizowałam zatem mój mały cel. Podczas powrotu z jednego z wyjazdów przekonałam się, jak bardzo niebezpieczny jest świat i jak bardzo beznadziejni bywają ludzie. Zostaliśmy napadnięci 50km od domu, na jednej z większych stacji paliw. Przez zgraję 7 rycerzów ortalionu, dla których niestraszny jest napad na dwóch facetów i jedno dziewczątko. Wyczyn godny podziwu, na prawdę nie wiem, skąd było w nich tyle odwagi. Chyba czuwała nad nami opatrzność, bo udało się wyjść cało z tej sytuacji. Uraz jednak pozostał i do tej pory czuję lekki dyskomfort tankując paliwo po zmroku.
W maju moje maleństwo skończyło 18lat. Wspaniała impreza, zabawa do rana, a ja sama poczułam się, jakbym znowu miała o te kilka lat mniej.
W czerwcu mieliśmy absolutorium, które do tej pory miło wspominam. Zdjęcie w todze i birecie na pamiątkę oraz masa wspomnień. Sam miesiąc jednak był o tyle trudny dla mnie, gdyż maleństwo wyjeżdżało właśnie wtedy do Belgii. I właściwie od momentu jej wyjazdu żyłam już tylko tym, żeby czas do jej powrotu upłynął jak najszybciej. Skupiałam się na pracy i na dopinaniu reszty uczelnianych spraw.
W lipcu oficjalnie przestałam być studentką. Obroniłam tytuł magistra, co przyjęłam bez większego entuzjazmu. Raczej nie traktowałam tego, jako szczególnie ważne wydarzenie dla mojej kariery czy to naukowej, czy zawodowej. Przyjęłam to bezrefleksyjnie, jako coś, co wydarzyło się, bo wydarzyć się musiało.
W lipcu również postanowiłam założyć własną działalność. Zawsze chciałam to zrobić i gdy tylko oficjalnie skończyłam studia, stwierdziłam, że jest to najodpowiedniejszy moment. I stało się- działalność założona, a ja sama sobie jestem szefem. Życie przedsiębiorcy usłane różami nie jest, ale to temat rzeka i myślę, że w kolejnych postach będę mogła go Wam przybliżyć. Sierpień, mimo iż z reguły jest to miesiąc, który przywołuje same pozytywne wspomnienia (mam wtedy urodziny, jest to miesiąc wakacyjny, więc to lato, piękna pogoda i  czas spotkań ze znajomymi). W tym roku jednak był to dla mnie miesiąc bardzo trudny. Operacja mojej mamy była dla mnie doświadczeniem bardzo przykrym. Bezradność, smutek, strach. Wiedziałam, że muszę być silna dla siebie i dla niej. Mama sama martwiła się o stan swojego zdrowia. Ja również, a jednak nieustannie powtarzałam jej, że wszystko będzie dobrze. Tak strasznie chciałam być dzielna dla niej, a tak bardzo czułam się bezradna patrząc na jej cierpienie. Całe szczęście wymodliłam szybką regenerację i wszystko zakończyło się dobrze. Dni spędzone na oddziale nie były takie złe, obsługa szpitala spisała się na prawdę na medal. Zarówno pielęgniarki, jak i lekarze byli bardzo uprzejmi. Wbrew obiegowej opinii. Również wtedy moja waga spadła do 42kg. I póki co się nie rusza.
W sierpniu wróciło maleństwo. To była nasza pierwsza taka rozłąka od długiego czasu, więc nie umiałyśmy się nacieszyć sobą :) siostry B. zawsze dają radę :) Końcem sierpnia zaliczyliśmy również bardzo spontaniczny wyjazd w ukochane Bieszczady.
We wrześniu wróciłam do blogowania, tym razem na dobre. I póki co, nie zamierzam rezygnować :) Blogowanie stało się dla mnie ciekawą odskocznią od codzienności. Uwielbiam Was, uwielbiam czytać Wasze blogi. Lubię dzielić się spostrzeżeniami i lubię, kiedy Wy dzielicie się swoimi.
Październik nie kojarzy mi się z niczym innym, jak z rocznicą związku. W tym roku spędziliśmy ją osobno- ja na imprezie z siostrą, a moja druga połówka zwiedzając Spitsbergen. Życie pisze różne scenariusze, cóż... Impreza była udana, zaliczyłam nawet (zupełnie przypadkiem) koncert disco polo. A i mój mężczyzna wrócił zadowolony.
Listopad natomiast nie kojarzy mi się z niczym innym, jak z Marszem Niepodległości. Kolejna wizyta w Warszawie była realizacją mojego celu. Na Marsz wybierałam się co roku, jednak nigdy nie doszło to do skutku. W tym roku wreszcie mi się udało. I nie żałuję ani jednej sekundy tam spędzonej. Niesamowite wydarzenie, wspaniałe przeżycie, które polecam każdemu.  Warto było zmarznąć i zmoknąć. Poznałam przy okazji wielu ciekawych ludzi.
W listopadzie moja przyjaciółka Karolina urodziła synka. To kolejny z przełomowych momentów w naszej relacji. 
Początek grudnia nie był dla mnie zbyt łaskawy. Nowy miesiąc przywitałam chora. I za całą pewnością mogę powiedzieć, że tak chora nie byłam chyba nigdy w życiu. W połowie grudnia byłam na koncercie The Analogs (samym wydarzeniem żyłam od kiedy tylko dowiedziałam się o tym, że się odbędzie). Do tej pory opowiadam o nim z pasją w oczach. Siostra chyba już ma dość słuchania :P Sam koncert wiele dla mnie znaczył- zawsze chciałam być na Analogsach. Słucham ich już od prawie dekady a wcześniej nigdy nie udało mi się posłuchać ich na żywo. Tak więc, 16 grudnia stał się dniem, w którym spełniło się kolejne z moich marzeń.
Później Święta Bożego Narodzenia, na które tak długo czekałam. Minęły w miłej i rodzinnej atmosferze.
I tak oto dobrnęłam aż tutaj.

Ten rok to ponad 20000 przejechanych kilometrów, kilkadziesiąt przeczytanych książek, miliardy myśli i słów, tysiące wspomnień.Spotkania ze znajomymi, nauka i praca.
Wiele lekcji. 

Czego nauczyłam się w ciągu tego roku? Zdecydowanie tego, że warto walczyć o swoje. I tego, że nie wszystko przychodzi od razu. Pewne rzeczy wymagają odpowiednio dużo pracy i poświęcenia.
Były momenty załamania i kryzysu, niepewności. Nie wiedziałam, czy podjęłam dobre decyzje, czy to co robię ma sens. Teraz staram się działać tak, aby kolejne cele, które postawiłam sobie zostały zrealizowane.
Mam nadzieję, że za jakiś czas powiem Wam- tak, zrobiłam to.
Wszystko co mnie spotkało, zaprowadziło mnie aż tutaj. Ukształtowało mnie i dzięki temu jestem tym, kim jestem.

Z tego miejsca pragnę podziękować Wam wszystkim. Za te kilka miesięcy ze mną. Za to, że tu jesteście i dajecie mi motywację, by pisać dalej.
Jesteście niesamowici.

Życzę Wam, aby 2017 rok był pełen wspaniałych, szczęśliwych chwil. Aby przyniósł Wam setki cudownych wspomnień. Płaczcie jedynie ze szczęścia.
Wierzcie w siebie, spełniajcie marzenia. Bądźcie dla siebie dobrzy.

Zostawiam Wam porcję zdjęć jako szybki przegląd tego, co działo się w 2016 ;)



środa, 28 grudnia 2016

28. Sweter z kolorową aplikacją

Witajcie kochani!

Jak Wasze nastroje po Świętach? Mam nadzieję, że wszyscy jesteście w dobrych humorach :)
Moje Święta upłynęły w miłej i rodzinnej atmosferze. Jedyne, czego żałuję to tego, że już się skończyły.
Niechętnie opuszczałam dom. 
Siedzę więc w pracy i rozmyślam o tym, że w sumie mamy już środę i do piątku tylko dwa dni.
A później Sylwester. Jaki macie plany?
Wybieracie się gdzieś, czy spędzacie go w domu?
My planujemy małą imprezę rodzinną :) to najlepsza opcja- można spędzić czas z bliskimi, pełen luz i komfort.

W dzisiejszej stylizacji prezentuję Wam mój nowy sweter, który szybko stał się moim ulubionym.
Jest ciepły, wygodny z niebanalnym wzorem. Gdy tylko zobaczyłam go wiedziałam, że musi być mój.
Ma dość luźny krój i aby zupełnie nie zaburzyć proporcji, zestawiłam go z ołówkową spódnicą w morskim kolorze. Dzięki temu, że ozdobne "puszki" na swetrze mają różne  barwy, mogłam pozwolić sobie na dobranie szalika w tonacji zupełnie innej niż spódniczka. Całość dzięki temu jest zgrana kolorystycznie.
Prawdę mówiąc pogoda nie sprzyjała robieniu zdjęć- nie było zimno, ale padał śnieg i wiał wiatr.
Sesja w takich warunkach nie należy do najprzyjemniejszych.
Mimo wszystko, zapraszam Was do oglądania :)
Buziaki :)











 sweter- Denley
 buty- DeeZee
spódniczka- nn
zegarek- Tommy Hilfiger
płaszcz- New Look


Ostatnio otrzymałam przesyłkę od firmy Zaful.
Znalazły się w niej oversizowa koszula oraz luźna sukienka.
Obie rzeczy bardzo mi się podobają.
Sukienka ma luźny, romantyczny fason.
W koszuli natomiast najbardziej podoba mi się sam wzór- te szalone króliki skradły moje serce.
Rzeczy wykonane są z dobrej jakości materiałów- nie prześwitują, ładnie się układają.


 sukienka - klik




sobota, 24 grudnia 2016

27. Wesołych Świąt

Kochani!
Między dekorowaniem domu a nakrywaniem stołu przybywam do Was na chwilę, aby życzyć Wam wszystkim wesołych Świąt Bożego Narodzenia.
Niech ten czas upłynie Wam w miłej, rodzinnej atmosferze.




Cudownych Świąt! :* 

poniedziałek, 19 grudnia 2016

26. Christmas on my way

Witajcie kochani :)
Jak minął Wam weekend? Odpoczęliście, czy pochłonęły Was świąteczne przygotowania?
Ja jeszcze żyję piątkowym koncertem. Nie zawiodłam się- było świetnie.

Świąteczna gorączka jakoś mnie omija. Tak na prawdę, dla mnie przygotowania do Świąt rozpoczną się dopiero w czwartek, czyli wtedy, kiedy wrócę do rodzinnego domu. Jeśli mam być szczera, muszę powiedzieć, że już nie mogę się doczekać i w głowie układam sobie plan, co będę robić w domu, aby wykorzystać ten czas jak najlepiej.
Uwielbiam Boże Narodzenie w naszym domu.
Nie umiem znaleźć odpowiednich słów, aby opisać to, jak bardzo ten czas jest magiczny.
Przygotowania rozpoczynamy oczywiście nieco wcześniej, bo trudno byłoby zrobić wszystko w Wigilię.
Uwielbiam tą naszą krzątaninę w kuchni. My z siostrą pieczemy świąteczne wypieki, a mama zajmuje się gotowaniem. Być może nie jest to standardem podczas Świąt, ale ja piekę wtedy szarlotkę. Wszyscy w domu ją lubimy, a przecież Święta to czas dla nas. I tak płynie nam czas na wspólnym przygotowaniu jedzenia, na żartach i cieszeniu się swoją obecnością. Nawet tata nam wtedy pomaga, jeśli nie podczas gotowania to chociaż w żartowaniu :D
Wigilia to specjalny czas, od rana trwają ostatnie przygotowania posiłków. Również wtedy ubieram z tatą choinkę. Robimy tak odkąd pamiętam. I zawsze już pozostanie to naszą rodzinną tradycją. Nasza choinka nie jest tak stylowa, jak te, które widzicie na pięknych zdjęciach w Internecie. Nasza jest kolorowa i mamy na niej bombki wszelkiego rodzaju, a niektóre pamiętają czasy mojego wczesnego dzieciństwa.
Nakrywanie do stołu- biały obrus i piękna zastawa. Pismo Święte, świeczki i opłatek.
A wcześniej przed kolacją, kolejka do łazienki :D i ustalanie, kto najpierw, bo "młoda całą ciepłą wodę wypuści" (mieszkam w domu jednorodzinnym i wodę mamy z centralnego ogrzewania) :> Nawet to ma wtedy swój urok. Później odświętnie ubrani, my przy stole. Dzielimy się opłatkiem składając sobie życzenia. I z jedną myślą w głowie- by za rok spotkać się w tym samym gronie, by nikogo z nas nie ubyło. A później kolacja. Nigdy nie wiem, ile dokładnie potraw mamy na stole. W każdym razie, przygotowujemy te, które lubimy i chyba nieistotne jest ich liczba. A później siedzimy wszyscy przy tym stole,  rozmawiamy z sobą popijając kompot z suszu :)
Zastanawiacie się pewnie, kiedy otwieramy prezenty. Otóż... w naszym domu nie ma zwyczaju obdarowywania się w Święta :) prezenty wręczamy sobie jedynie 6go grudnia :) Do nas Mikołaj przychodzi tylko raz :) I prawdę mówiąc nikt nie ubolewa z tego powodu. Dzięki temu wiem, że cieszymy się z siebie nawzajem, z czasu dla siebie, a nie z tego, co znajdziemy pod choinką.
Dwa dni Świąt, które następują po Wigilii spędzamy w rodzinnym gronie. Jednego dnia odwiedzamy,a  drugiego jesteśmy odwiedzani :D i tak od lat ;)

Czasem mam wrażenie, że nasze święta w jakiś sposób odbiegają od standardów powszechnie panujących. U nas nie ma całej tej świątecznej gorączki, biegania po sklepach, tego całego pędu.
Wszystko odbywa się spokojnie, w miłej atmosferze. I wszystko jest nasze, rodzinne.

A jak wyglądają Wasze Święta Bożego Narodzenia?
Macie już gotowe prezenty dla najbliższych ? Obdarowujecie się w Wigilię, czy tak jak u mnie jedynie w Mikołajki?
Jeśli szukacie prezentów zachęcam Was do skorzystania z kuponów rabatowych do Douglasa (klik)
Kody rabatowe Douglas to wspaniałe rozwiązanie. W samej drogerii na pewno znajdziecie coś interesującego, a  Wasz budżet mniej ucierpi :)


Na zdjęciach moja ostatnia stylizacja, której kolorystyka kojarzy mi się ze Świętami Bożego Narodzenia :)
zamierzam właśnie tak wystroić się w gości :D
Spódniczka o moim ulubionym kroju w kolorze intensywnej czerwieni została zestawiona ze sweterkiem delikatnie połyskującym dzięki złotej nitce. Bardzo podobał mi się jego tył- ozdobne paski i delikatne diamenciki dodały nieco charakteru :)





 



 sweterek, płaszcz- nn
spódniczka- EDB sklep 
buty- Deichmann




czwartek, 15 grudnia 2016

25. Bordowy płaszcz i szary szal

Witajcie kochani ! :)

Co dobrego u Was słychać? Jak nastroje przed weekendem? :)
Mamy już czwartek, a to taki mały piątek :D
Muszę Wam powiedzieć, że jestem dziś w wybitnie dobrym humorze (rzadko zdarza mi się być w złym, ale dzisiaj przechodzę sama siebie :D)
Jutro idziemy na koncert! Bilety kupione ponad miesiąc temu - capnęłam je od razu, gdy pojawiły się w sprzedaży. I tak uskuteczniam tany-tany, nucę pod nosem ulubione kawałki, a  samym wydarzeniem żyję od momentu, gdy tylko się o nim dowiedziałam :D
The Analogs- wiem, że mnie nie rozczarujecie! :)

Prezentuję Wam stylizację w jednym z moich ulubionych kolorów.
Bordowy płaszcz i sukienka w takim samym kolorze są bazą tego zestawu. Dodatkowo dobrałam ciepły szal. Do zakupu przekonały mnie piękne kwiatowe wzory i całkiem niezły skład (65% wełny).
Zestawienie burgundu z szarym uważam za dość trafione- kolory nie gryzą się. Są dość zdystansowane, a w takich tonacjach czuję się najpewniej.

Muszę opowiedzieć Wam o czymś jeszcze. Ostatnio przeglądając blogi natknęłam się na recenzję rajstop marki Veera. Początkowo byłam dość sceptycznie nastawiona do tego produktu, raczej nie wierzyłam w jego specjalne właściwości. Producent deklaruje, że te rajstopy kompresyjne są zbawienne dla naszych nóg. Jak wiecie, mam pracę siedzącą- przez kilkanaście godzin dziennie siedzę niemalże bez ruchu przy komputerze (tudzież przy papierach). Brak ruchu jest głównym powodem bólu nóg, a w konsekwencji może doprowadzić do powstawania  żylaków. Zdecydowałam się podjąć odpowiednie kroki, aby temu zapobiec.
I tak z pomocą przyszła mi właśnie marka Veera. Zdecydowałam się na kontakt e-mail z firmą. I muszę Wam powiedzieć, że jestem zaskoczona. Obsługa to czysty profesjonalizm. Dowiedziałam się wszystkiego, co było niezbędne- polecono mi produkty jako towar innowacyjny, o właściwościach zdrowotnych i bardzo trwały. Ponadto udzielono mi pomocy w doborze rozmiaru. Jak wiecie, jestem dość szczupła i zakup rajstop to dla mnie niemały kłopot. Wszystkie przeważnie zsuwają się i wyglądają dość nieestetycznie. Bałam się, że w tym przypadku będzie podobnie...
Przesyłkę otrzymałam bardzo szybko, proces realizacji zamówienia nie trwał dłużej niż 3 dni. Paczka przyjechała kurierem pod samiuśkie drzwi.
Przesyłka ładnie zapakowana, rajstopki w estetycznym kartonowym pudełeczku. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy- rajstopy mają zaznaczone miejsce na pięty i palce. Oczywiście przy rajstopach kompresyjnych ważny jest właściwy ucisk w odpowiednich miejscach, zatem kwestia tego, jak je ubieramy jest bardzo istotna.
Ubrałam rajstopy i... i z zaskoczenia nie wiem co powiedzieć. Nic nie spada, nie osuwa się, nie marszczy. Leżą idealnie. Perfekcyjnie przylegają do skóry i co ważne- nie elektryzują się! :)
Ubrałam je do pracy, przesiedziałam jak zwykle kilka godzin i jestem na prawdę mile zaskoczona. Po całym dniu nogi nie były zmęczone. Rajstopy ponadto są bardzo trwałe- można je normalnie prać. Nie zaciągają się, nie "puszczają" oczek jak klasyczne jednorazówki :)

Rajstopy wyglądają bardzo elegancko, co widać na zdjęciach :)

Z czystym sumieniem mogę Wam je polecić.
Do kupienia tutaj
 







































paszcz- Atmosphere
szal- nn
botki- nn
rajstopy- Veera

poniedziałek, 12 grudnia 2016

24. Kraciasty żakiet i biały golf

Witajcie :)

jak Wasze nastroje po weekendzie?
Ja wreszcie w pełni odzyskałam siły po ostatniej chorobie :)
Teraz czuję się już zupełnie świetnie i przychodzę do Was z nowym postem.

Uwielbiam marynarki i żakiety, w mojej szafie mam ich na prawdę dużo- w różnych wzorach wzorach i kolorach.
Dziś prezentuję Wam żakiet, który zwykłam nazywać "jesiennym". Wykonany jest z ciepłego materiału, wobec czego idealnie sprawdza się podczas zimnych dni. To właśnie ta cecha zadecydowała o tym, że go kupiłam :)
Zestawiłam go z białym golfem, który również należy do moich ulubionych elementów garderoby.




























































żakiet- Attentif
golf- Atmosphere
buty- DeeZee
spodnie- H&M