Moje włosy od zawsze były bardzo problematyczne.
Naturalnie mam włosy kręcone (bardzo mocno, skręcają się w małe loki),
jednak szczerze ich nie znoszę, dlatego od dwóch lat prostuję je keratyną.
Od ostatniego zabiegu minęło już 4 miesiące, keratyna wypłukała się trochę,
a włosy zaczęły się puszyć i skręcać.
Poza tym, z natury są cienkie i mają tendencję do przesuszania się.
Aktualnie próbuję je zapuścić, o co walczę bardzo wytrwale.
Po przestudiowaniu setek artykułów, blogów i recenzji różnych produktów rozpoczęłam akcje- reanimację mojej czupryny.
1. OMO- czyli jak myć włosy, aby nie pogorszyć ich stanu..
O metodzie OMO przeczytałam na jedynym z blogów.
OMO- Odżywka- Mycie- Odżywka.
Przed myciem nakłada się na włosy odżywkę- ja do tego celu używam maski Gliss Kur od Schwarzkopf.
Zgodnie z zaleceniami producenta, trzyma się ją na włosach 1minutę, tak aby wsiąknęła we włosy.
Następnie myjemy skórę głowy szamponem- tylko skórę głowy.
Dlaczego ?
Szampony z reguły wysuszają włosy, na czym najbardziej mogą ucierpieć końcówki (ja moje i tak mam suche, więc staram się nie pogarszać i tak tracznego stanu).
Później szampon spłukujemy i nakładamy odżywkę.
Tu stosuję odżywkę- piankę Pantene. Starałam się wybrać taką, która będzie lekka i nie obciąży włosów.
Kosmetyków i tak stosuję sporo, więc zwyczajnie staram się nie przeholować.
W przypadku Pantene producent deklaruje właściwości regeneracyjne i przede wszystkim lekkość, czyli dokładnie to, na czym mi zależy najbardziej.
Jeśli zaś chodzi o szampon- tu stosuję Seboradin. Dlaczego? Patrz punkt niżej.
2. Wypadanie włosów
Od pewnego czasu zauważyłam, że moje włosy strasznie wypadają.
Zostawiałam je wszędzie- wypadały podczas mycia, czesania i szczerze powiedziawszy wszędzie było ich pełno...
Seboradin poleciła mi moja fryzjerka.
Dość sceptycznie podchodzę do wszelkiego rodzaju produktów i ich "cudownego" działania,
ale w tym przypadku zaryzykowałam i faktycznie się nie rozczarowałam.
Włosów faktycznie wypada mniej i widzę cień nadziei na to, że jeszcze trochę mi ich zostanie :D
Zdecydowałam się na jego zakup, mimo iż w składzie zawiera SLS, którego staram się unikać ze względu na prostowanie keratyną.
Cóż, cel uświęca środki.
3. Aby włosów było więcej
Jantar. Odżywka z wyciągiem z bursztynu.
Polecała mi ją cała rzesza osób- w końcu zdecydowałam się na zakup.
Na początku było mi trudno pamiętać o codziennym wcieraniu, ale ostatnio postawiłam ją na lusterku w łazience i od tygodnia konsekwentnie dzień w dzień wcieram.
Nawet jeśli nie sprawi, że pojawią się nowe włosy, widzę inny pozytywny aspekt jej używania.
Włosy mam gładsze i przyjemniejsze w dotyku.
Wcierkę powinno stosować się przez 3 tygodnie, a następnie przerwać kurację.
Przede mną jeszcze 14 dni - zobaczymy jakie będą efekty.
4. Stylizacja włosów
Przede wszystkim staram się włosów nie suszyć.
Niestety ciepłe powietrze nie tylko je suszy, ale też wysusza.
Jeśli już na prawdę nie mam wyjścia staram się używać chłodnego nawiewu i nakładam kosmetyk ochronny.
Najczęściej wybieram olejek z Garniera lub spray z keratyną Gliss Kur.
To minimalizuje efekty używania suszarki.
Po użyciu Gliss Kur są miękkie i całkiem przyjemne w dotyku :)
Niestety moje włosy nie są idealnie proste i jestem zmuszona używać prostownicy- ustawiam ja na minimalną temperaturę i nakładam olejek.
Dzięki temu są gładkie i błyszczące.
5. Farbowanie
Ach... Moje włosy farbowałam nieprzerwanie przez 5 lat. Zawsze używałam ciemnych farb i szczerze lubiłam wtedy kolor swoich włosów.
Dopiero po ostatnim farbowaniu, kiedy odkryłam, że w zasadzie kolor "z opakowania" zdecydowanie odbiega od tego, który pojawił się na mojej głowie, stwierdziłam, że należy przerwać ten proceder.
Za dużo farb, za dużo kolorów.
I przede wszystkim- OSŁABIENIE WŁOSÓW.
Z odrostami poszłam do fryzjerki i tu padło pytanie z jej strony- po co malujesz włosy, skoro widać, że naturalny kolor masz ładny?
No właśnie! Po co?
I tak oto, od roku moje włosy nie były farbowane.
Całe szczęście, farby się odbarwiły i nie wyglądam aż tak tragicznie. Kolor z naturalnego do zafarbowanego dość ładnie przechodzi.
Czasem mam momenty załamania i zastanawiam się, czy znów ich nie pofarbować.
Ale szybko staram się odpędzić te myśli i trwam konsekwentnie w postanowieniu.
Jak widać, muszę się trochę nagimnastykować dbając o włosy.
Jak efekty?
Są. Może nie spektakularne. Ale na pewno kondycja moich włosów jest lepsza niż wcześniej.
Mniej ich wypada, są bardziej odżywione i nie przesuszają się już tak strasznie jak wcześniej.
A wy jak dbacie o włosy? Macie jakieś swoje triki?